Regulamin bloga

piątek, 15 stycznia 2016

Trafić z postanowieniem

Nigdy, ale to naprawdę NIGDY, nie obiecywałam sobie żadnych rzeczy, tak prosto z serca, na Nowy Rok. Czasami zdarzyło się jakieś tam postanowienie poprawy, o którym tak szczerze, to zapominałam 5 minut później.

Tym razem było inaczej. Tym razem potrzebowałam zmian. Nie takich niezależnych ode mnie, bo takich już doświadczyłam w tamtym roku i za tym poszło pierwsze postanowienie: jestem dziś na tyle świadoma siebie, by nie pozwolić na powtórkę z rozrywki. Potrzebowałam zmian, które wniosą coś wartościowego do mojego życia, pozwolą pracować nad sobą, które zrewolucjonizują  moją stagnację i przywrócą mi taką energię, odwagę i wiarę w siebie, jaką miałam przed wielu laty.

Drugim postanowieniem była zmiana dotychczasowego stylu życia. Zawsze byłam domatorką. Zawsze byłam zbyt leniwa, by ruszyć się bardziej niż to ode mnie wymagał dana czynność. Dlatego też postanowiłam, że ruszę tyłek. I ruszyłam. Najpierw bieganie. Za czwartym razem skończyło się ono niespodziewanym szpagatem bez przygotowania na oblodzonym chodniku - wow! jaka jestem rozciągliwa! ;) 
2 minuty na pieszo od mojej klatki jest fitness z siłownią. Wyszło całkiem spontanicznie, że się tam wybrałam. Pierwsze zajęcia gratis. Poszłam, rozruszałam się i zakochałam w tym zmęczeniu i dobrym samopoczuciu po treningu. Wykupiłam od razu karnet na cały miesiąc - chodzę ile chcę i na co chcę, nawet kilka razy dziennie.

No więc zaczęłam chodzić. Codziennie. No i nagle okazało się, że o ile jestem w stanie pokonać ból zakwasów, ból mięśni, to o tyle nie jestem w stanie pokonać zadyszki, która  co pewien czas nakazuje przerwanie treningu. A to zaczęło mnie wkurzać. Doskonale wiem, jaka jest tego przyczyna. I mimo, że nie było to moim postanowieniem, to ruszenie tyłka, wygenerowało nowe: muszę przestać palić. Inaczej nie ma mowy o 100% zaangażowaniu w sprawę, której zaczynam być coraz bardziej oddana, bo ćwiczę nawet w domu i w pracy. 

No więc rzucam palenie. Trochę to dojrzewało we mnie. Cieszę się, że w końcu dojrzało, a nie było to łatwe, bo dostałam cały, wypełniony po brzegi, karton po butach pełen niedoróbek z fabryki papierosów. Z bólem serca, ale też i ulgą oddałam go dziś bardzo dobremu znajomemu (sorry T - wiem, że zrozumiesz. Przynajmniej mam taką nadzieję :)  ).

Chodząc codziennie na treningi, nagle wygenerowała się trzecia sprawa: organizacji. To też przemknęło mi przez głowę, gdy postanawiałam ruszyć tyłek, jednak doszłam do wniosku, że nie wszystko na raz, powoli, w swoim tempie. Niestety nie da się po pracy odebrać małego, zrobić zakupów, ugotować obiadu, odrobić lekcji, posprzątać w domu bez organizacji.

No więc tempo organizacji zostało mi narzucone. I nie narzekam. Jestem wręcz zachwycona. To nawet zdumiewające, że im mniej mamy czasu, tym bardziej potrafimy się zorganizować.

Przy okazji wygenerowała się kolejna rzecz : skoro już wyginam tyłek i cycki w cztery strony świata, to warto byłoby nie zmarnować tego wysiłku i zacząć jeść mniej kalorycznie. To też mi przebiegło przez myśl, i również pomyślałam "wszystko w swoim czasie". No cóż, moje rzucanie tyłkiem za dużo potu i zagryzania zębów mnie kosztuje, by rozkoszować się niebiańskim spaghetti z sosem 4 sery albo jakimkolwiek mięsem w panierce smażonym na tłuszczu. 

No więc zmieniłam sposób żywienia. Brązowy ryż, do którego przekonał mnie Młody, lekkie kolacje, większa ilość ryb, owoców i codzienne picie przynajmniej 1,5 litra wysokomineralizowanej wody (polecam  Staropolankę).

I tak sobie myślę, że trafiłam piątkę w życiowego totka. Jedna liczba wygenerowała cztery kolejne. Jestem szczęściarą. Nie każdy trafia piątkę w lotka. A ja trafiłam. Bo to mój lotek.

Tak naprawdę to trafiłam szóstkę. W poniedziałek  dobry znajomy zacznie remont mojej sypialni. Baaaardzo po kosztach i w gratisie pomaluje mi ściany, położy elektrykę. Ale to nie ma akurt nic wspólnego z moim noworocznym postanowieniem. 

Wnioski są takie: jeśli choć jedno przyrzeczesz sobie wraz z Nowym Rokiem, i jest ono prosto z serca, wypływa z krańców nerwów i prosto z trzewi, powoduje bezsenne noce i po prostu wiesz, że MUSISZ to zrobić, to tak naprawdę postaraj się zauważyć, jakie inne postanowienia to ciągnie za sobą. 

Nie od dziś twierdzę, że wszystko ma swój czas i wszystko dzieje się nie bez powodu.  Dokładnie w takiej kolejności. I na samym końcu jest Twoje życie, które obrało taki kurs, w jaki zareagowałaś/aś na to, o Ci się przydarzyło. Zapamiętajcie to, bo to cholernie mądra myśl.

Anka